Znamy się już ładnych parę lat. Gdy spotkałam ją po raz pierwszy, była w 6 tygodniu ciąży. Fajnie nam się rozmawiało. Została moją ulubioną fryzjerką a z biegiem czasu przyjaciółką. Urodził się Ksawery, cudowny błękitnooki blondynek z czarującym uśmiechem. Agata musiała wracać do pracy a w związku z tym, że ja pracy szukałam, zostałam nianią Ksawcia. Łączyłam przyjemne z pożytecznym, bo po pierwsze robiłam to co kocham a po drugie mogłyśmy widywać się z Agą codziennie! To był bardzo intensywny czas. Czas , w którym działo się tak dużo. U Niej zaczęły się problemy, było ciężko, było trudno i smutno. Były łzy smutku i krzyk bezsilności. Ale przetrwałyśmy ten jej zły czas razem.To był kolejny dowód na to, że tworzymy zgrany duet. I wszystko byłoby cudownie, gdyby ne to, iż nastał moment, że Agata musiała wracać do swojego rodzinnego miasta a mianowicie w nasze piękne góry, które tak bardzo kocham. W pracy zaczęło się psuć, szef okazał się zwykłym krętaczem wykorzystującym ludzi, a ona przecież miała małe dziecko. Tam dostała ofertę super pracy, pojechała. Tak po prostu. Spakowała manatki i pojechała. Ale ja to rozumiałam. Przecież dziecko jest najważniejsze. Poza tym jej wyjazd nic nie zmienił. Widywałyśmy się rzadko, ale kontakt miałyśmy bez przerwy. I wszystko zapewne byłoby piękne do dziś gdyby nie Alka i jej życiowa głupota. Nie rozmawiamy ze sobą od wakacji. Dlaczego? Przez bzdurę, błahostkę, pierdołę. Było o parę słów za dużo. Ala strzeliła focha, tupnęła nogą i uniosła się honorem. W dodatku wszystko to,odbywało się w czasie, w którym myślenie i postępowanie moje uzależnione było od osób trzecich. Im Agata nie pasowała od początku, ja byłam jeszcze na takim etapie, że nie potrafiłam się sprzeciwić i postawić na swoim. Dla świętego spokoju robiłam to co radzili, żeby jęczenia, zrzędzenia i pretensji nie słuchać. I wiecie co mądra Ala zrobiła? Zerwała wszelkie kontakty. Zrezygnowała z osoby, która była dla niej ogromnym wsparciem. Zrezygnowała z przyjaźni bo była zwykłym tchórzem. Niedawno, ktoś bardzo mądry powiedział mi:
"Dopóki się nie postawisz i nie zaczniesz myśleć o sobie i robić tego, co satysfakcjonuje Ciebie a nie innych,nigdy nie osiągniesz wewnętrznego spokoju".
I przyszedł czas, że w końcu powiedziałam nie. Stanowczo i wyraźnie. I tak mi z tym dobrze! Ale wróćmy do sedna sprawy. Bardzo często pamięcią wracałam do tych fajnych wspólnych momentów jakie miałyśmy. Bo do czasu tej felernej kłótni były tylko fajne momenty, serio. Dlatego dziś, w ten ponury i okropny dzień postanowiłam zebrać się w sobie i napisać. Zaryzykuje, pomyślałam. Cóż mi zależy. Jak postanowiłam , tak zrobiłam. Odpisała odrazu. Chwila rozmowy i zdanie rzucone przez Nią
"Dobrze, że jednak jesteś..."
Jak gdyby nic się nie stało. Jak gdyby te miesiące milczenia w ogóle nie miały miejsca. I ja momentalnie zapomniałam te wszystkie przykre i ciężkie słowa jakie usłyszałam. Jakoś tak mi lżej na sercu. Cieszę się ogromnie, że mamy czystą kartę. Życie jest zbyt krótkie, żeby chować urazę. Wybaczajmy zatem kochani, wybaczenie jest najgłębszym dowodem miłości :)
Jestem dumna, że się przemogłaś, że napisałaś. I cieszę się bardzo że już ok :*
OdpowiedzUsuń